Moja żona „zatrudniła” do uczenia osobę, która jest z zawodu przedszkolanką, ale na emeryturze, to znaczy to znajoma jej mamy, więc nie chce on nas niczego, w sumie opłacamy jej tylko koszt dojazdu i żywimy podczas jej pobytu u nas. Takie osoby spotyka się zbyt rzadko. Usłyszała o tym, co nas spotyka i sama zaproponowała pomoc, byśmy mogli spokojnie rozejrzeć się za dobrym przedszkolem.
Dowiedzieliśmy się też, że nie tylko my jesteśmy w takim położeniu. Co najmniej kilkadziesiąt dzieci czeka na przyjęcie do tego koło nas przedszkola. Inne przedszkola mówią, że są przepełnione i też nie przyjmują.
Czy ktoś wprowadzając zmiany, pomyślał o przepełnieniu? Nie uruchomi się od razu tyle przedszkoli, by zaspokoić potrzeby. Nikt mi tego nie wmówi, zwłaszcza po moim doświadczeniu. I wątpię, by władze w Warszawie wyciągnęły z tego wnioski na przyszłość.
#EOF