W połowie wakacji

Od ostatniego wpisu miałem mały wypadek, ale nic mi nie jest 🙂 Przepraszam, że nie mam czasu tu bywać na dłużej i czytać, co piszecie, ale uprzedzałem, wolę bez komentarzy, bo te trzeba weryfikować.

Starszak wrócił ze wczasów. Dostał od nas telefon ASUS i spinnera. To nagrody za dobre wyniki szkolne i z zachowania. Młody ze spinnera jest równie zadowolony, tym bardziej że jego oryginał kręci się dłużej od oryginału, ale innego modelu, brata. Co za rywalizacja ! 🙂

Kris miał na wakacjach dwa kleszcze. Pediatra skieruje go na badania, jeśli pojawi się wędrujący rumień lub inny objaw. Na razie czekają nas inne, wcześniej planowane badania, zwłaszcza że coraz częściej pojawiają się krwotoki z nosa.

Młodszy poznaje, czym jest „granie w gumę”. Śmieje się, gdy mu się udaje dobrze wykonać zadanie. Na razie daje radę, gdy gumka jest na poziomie kostek.

Dzisiaj graliśmy z Krisem i jego kolegą w badmintona, chociaż pojawiający się co jakiś czas wiatr krzyżował plany zagrań. Moja ukochana zagrała z synami i ich kolegami w piłkę nożną. Można więc powiedzieć, że spędzamy sobotę, i nie tylko ten dzień, dosyć aktywnie. A, zapomniałbym, moja druga połowa została ciocią, tzn. „ciocią” kolegi starszego syna, który poprosił ją, czy może tak do niej się zwracać. Te dzieciaki! 🙂

#EOF

Młoda głowa pełna pomysłów na lato

Ostatnio popularne są u nas zioła. Kordi obierał je z liści i wrzucał do butelek, by zapełnić to wszystko octem. Potem tylko naklejał nazwy – ładne etykietki. To małe buteleczki, więc szybko zużyjemy ich zawartość do sałatek 🙂

Na dworze młodszak zajadał się z kolegami szaszłykami. Wykonał je sam, pod bacznym okiem mamy, z różnych owoców i był z siebie dumny 🙂 Jego koledzy i koleżanki zjedli je w kwadrans. Potem zajęli się rzucaniem piłką do celu. I tak bawili się, aż pojawił się deszczyk.

Korduś ma wiele pomysłów, a to mnie cieszy. Kreatywność jest wstępem do realizacji i spełnienia 🙂

Życzę Ci synku tego. Pewnie jeszcze nie wiesz do końca, o czym tu piszę, ale się dowiesz w swoim czasie.

#EOF

Przyjaźń na dobre, ale przede wszystkim na złe

W minionych wiekach na wyspie Koto istniało kotkańskie miasto Ifrit. Kotkańczycy byli z niego dumni, zwłaszcza z tamtejszego władcy zwanego królem Nujanem. Ten pan wielkich bogactw i wojsk miał potęgę na innych pobliskich wyspach. Kłaniali mu się Mysonie, Chomińczycy, a nawet Piesończycy z wyspy Miluno. Bez większego trudu zjednywał sobie obce plemiona.

Dzięki królowi Nujanowi wszyscy żyli spokojnie, wykonując to, co potrafią najlepiej. Jednak nie trwało to długo, gdyż po śmierci władcy, jego funkcję przejęła córka zmarłego, która od początku nie lubiła Piesończyków. Nie tolerowała ich szczekania i biegania za niektórymi Kotkańczykami, więc postanowiła zgładzić mieszkańców Miluno.

Wyruszyła na wyspę Piesończyków z armią liczącą pół tysiąca Kotkańczyków. Wykorzystała do tego gigańskie łodzie, w których – dzięki pewnym zakamarkom – można było się ukryć przed Gigantami. Tam znalazła też pożywienie dla swoich rycerzy. Po dwóch dniach drogi dotarli na miejsce i po przeciągnięciu swoich łap Kotkańczycy rozproszyli się, następnie zaczęli pazurami atakować czworonogów. Piesończycy należeli do miłych stworzeń, nie dziwi więc, iż wtedy przerazili się nie na żarty. Nigdy wcześniej nie widzieli takich wrogich sił. W zamierzchłych czasach to Wilkiny zjadały Kotkańczyków, ale ci już nie istnieją. Owszem, Piesończycy wywodzą się od Wilkinów, ale mimo wszystko mają inny gust kulinarny i według atakowanych, napad ten nie miał żadnego rozsądnego uzasadnienia.

Walki okazały się zacięte. Niektórzy Piesończycy wykopywali doły, w które wpadali ich nieprzyjaciele. A Kotkańczycy skrywali się za pniami drzew lub siedzieli na gałęziach, aby w odpowiednim momencie skoczyć na oczekiwaną postać i zacząć ją bezlitośnie drapać. Jednakże po tygodniu takich bitew obie strony miały dość. Brak czasu na zdobywanie pożywienia sprawił głód wśród skonfliktowanych stron. Wobec tego ogłoszono rozejm.

I jedni, i drudzy zaczęli współpracować, aby przeżyć. Trwało to tydzień, miesiąc, rok, dekadę, wiek, stulecie. Przyjaźń między Piesończykami i Kotkańczykami trwała nawet w chwili najazdu na nich przez Tygrysyńczyków. Za sprawą mądrości i wykonywanych wspólnie prac przetrwali próbę czasu i niepewne momenty. Dopiero uderzenie meteorytu w ich ziemię sprawiło, że ich populacja znacznie się zmniejszyła. Nie ma co jednak rozpaczać, dzięki temu powstały Ludziska, które dzisiaj trzymają w domach Kociaki i Psiaki w odróżnieniu od Tygrysiaków i innych potomków dawnych łobuziaków.

Początek letnich dni

Kris wyjechał na wakacje. W domu zapanowała cisza. Nie zawsze panuje, gdyż Kordi momentami umie dać czadu swoim gardełkiem, ale w porównaniu do starszego, jest jak mysz pod miotłą. Mam nadzieję, że starszak dobrze się bawi, a czyściejsze powietrze dobrze podziała na jego organizm.

Miłego wypoczynku Kris!

My natomiast pracujemy w tygodniu, wtedy zajmują się nim nasi zaufani znajomi, a w weekend próbujemy zabawiać młodszego. Wyjeżdżamy z nim w 2. części wakacji, zatem musimy mu organizować pewne atrakcje, co nie sprawia zbyt dużo kłopotów 🙂 Dzisiaj np. bawił się stosem kulek oraz uczył się grać w bilarda (to był mały stół do bilarda). Teraz czyta książkę o ptakach, dokładnie co jedzą zimą sikorki i sroki, jakie domki najlepiej dla nich wybudować, a jakie karmniki.

Nie wiem czy zdołam dzisiaj jeszcze coś dopisać. W końcu zajmuję się dzieckiem 🙂

#EOF