Tydzień męczarni? Nie, aż tak źle, to nie było, chociaż…

 

Ten tydzień nie należał do tych, za którymi się tęskni. Dentysta to jest najlepsze, co w takich dniach się przydarza, choć zawsze można rzec: Mogło być gorzej.

Zacznijmy od tego, że chłopak na boisku wbiegł w młodszego synka i ten ma siniaka na nodze i “lajpo” pod okiem, do tego przez pewien czas bolał go brzuszek. Nie pierwszy raz nas to spotyka. Zarówno z młodszakiem, jak i ze starszakiem. Gdy starszy syn chodził jeszcze do szkoły podstawowej (innej) też przychodził „poturbowany”. Jednakże mam wrażenie, że dzieci są zbyt aktywne, aby wytrzymać w murach szkolnych, więc kiedy mają okazję wyjść na „bojo”, wykorzystują to, nie ograniczając się ani trochę, co im zagraża. Zresztą do tego nie trzeba boiska. Przed „majówką” inny chłopiec wbiegł na niego na korytarzu i zderzyły się ich głowy. A tyle się słyszy, jak pracownicy szkoły mówią: Nie biegaj.

Boisko w gimnazjum, do którego uczęszcza mój starszy syn, jest w tragicznym stanie, a mimo to są prowadzone tam zajęcia. W wyniku nierównego podłoża i triku, jaki zastosował podczas gry w piłkę nożną, doprowadził do… Właśnie, do nogi w gipsie. Koniec z walką o niektóre najlepsze oceny. Syn ma nadzieję, że chociaż będzie miał z fizyki 6, bo już cokolwiek zrobić w szkole przed czerwcem nie zdoła. Bynajmniej wyjdzie z domu przez 2-3 tygodnie, a potem o kulach. A w takich sytuacjach rezygnuje się z podróży do szkoły i planów, które dotyczyły wyjazdów czy imprez. To tkwienie w zawieszeniu, a aktywny człowiek nie lubi tego jak ksylem ognia. Dlatego postanowiliśmy po pracy urozmaicać mu czas, przy czym też nie przesadzać, by nie miał nas dość 🙂

W tym momencie zakończę ten wpis. Napisałem go, abyście wiedzieli, dlaczego przez najbliższe tygodnie nie będziemy Waszymi gośćmi (Kamil, Arek, Maciek – przykro nam, ale jeszcze mamy spotkanie 16 czerwca w Warszawie i to jest nadal aktualne).

Pozdrawiam 🙂

#EOF

Te wolne dni to bezsprzecznie czas regeneracji

„Majówka” ma się ku końcowi. Dzięki tym kilku dniom nabraliśmy więcej siły na kolejne tygodnie.

Dzisiaj dzieci bawią się w teatr. Starszy napisał scenariusz i kręci film. Młodszy jest różnymi smerfami i odgrywa kilka ról, zmieniając przy tym ton głosu i biorąc pod uwagę charakter każdego z nich. Już jeden odcinek, ten rano nakręcony, obejrzeliśmy na telewizorze. Teraz kręcą jeden za drugim, by zdążyć jeszcze w ten weekend nakręcić historię z książki „Puc, Bursztyn i goście” Jana Grabowskiego. W przypadku smerfów mieli gotowe z gumy figury, nie mają jednak psów, ani pani Katarzyny, ani pani Kasi, toteż będą postaci te wykonywać z papieru. Jestem ciekaw, jak to się im uda.

Moje kochanie, jak tylko wróciliśmy, upiekło ulubione ciasto Kordusia. Zasłużył na to, gdyż porozmawiał ze spotkanymi Niemcami po angielsku i się z nimi porozumiewał bez większych przeszkód. Dokładnie wyjaśnił, gdzie jest szukany przez nich budynek, a oni mu podziękowali 🙂

Powiem szczerze, że byłem z niego rad. Postanowiliśmy, że jak tylko wrócimy i odpoczniemy, zrobimy mu nietypową niespodziankę. Dla niego nie jest żadną nowiną nowa gra planszowa czy technologie, on najbardziej cieszy się z tego, co innym dzieciom wydaje się zwykłe. A takie ciasto bez masła czy margaryny, jajek to nie jest łatwa sprawa do wykonania. Cóż poradzić, nie wszyscy mogą jeść rzeczy odzwierzęce, mleczne.

Mamy imieniny miesiąca i wieczorem, już po tych zabawach dzieci w teatr, chcemy uczcić to wspólną grą w angielską grę planszową. Zwykle staramy się spędzać tak niedzielne popołudnia, gdziekolwiek jesteśmy, ale tym razem będzie to sobota, gdyż w niedzielę odwiedzamy pana Who, gdzie poznamy jego nowych znajomych.

A teraz idę z ukochaną posłuchać muzyki klasycznej 🙂

#EOF