Kilka lat temu w schronisku pod Łodzią mieszkał piesek. Wabił się on Zelmik. Trafił tam po tym, jak zmarła jego pani. Był już w średnim wieku, więc mało kto chciał go przygarnąć. Wszyscy woleli szczeniaczki, a jego pomijali. Lubił towarzystwo, więc za kratami czuł się bardzo samotny i smutny. Co prawda były tam inne zwierzęta, ale równie cierpiące jak on.
Przyszedł czas, w którym zwyciężyło pragnienie znalezienia kogoś, kto go zapragnie. Wykonał podkop i w ten sposób wydostał się ze schroniska. Poczuł wolność i radość, iż będzie mógł decydować o sobie. Z tej uciechy pobiegł przed siebie. Przemieszczał się wzdłuż ruchliwej drogi, jakby wyczuwał, iż samochody jadą w kierunku miejsca, w którym jest dużo ludzi.
Po godzinie już powolnie włóczył nogami po uliczkach miasta. Łódź wydawała mu się sporym obszarem zapełnionym potencjalnymi przyszłymi jego właścicielami. Wszyscy jednak odpędzali go, gdy prosił wzrokiem o strawę. Przeżył kilka dni na głodzie, wodę pobierał z kałuż, a przed deszczem chował się pod daszkami, aż pewnego dnia niespodziewanie spostrzegł smucącego się chłopca trzymającego w ręku samochodzik bez dwóch kółek. Podszedł do niego i zaczął merdać ogonem. Wtedy oczka dziecka rozjaśniły się blaskiem, a ręce upuściły zabawkę i wzięły psiaczka, którego zaprowadziły do mamy.
W domu Michaś, bo tak nazywał się ten mały szkrab, wyprosił rodziców, by czworonóg został z nimi. Na początku byli temu przeciwni, ale po długim namyśle przystali na jego prośbę. Nowy lokator lubił wylegiwać się przy kablach, więc nazwano go „Kabelek” – na te imię, oczywiście nie od razu, lecz po pewnym czasie, zaczął reagować, jakby sam potrzebował przyzwyczaić się do nowego domu.
Chłopak wraz ze swoją siostrą zadbali, aby psiaczek miał co robić. Wychodzili z nim na spacery, rzucali mu gumową piłkę i patyk. Kąpali go, czesali i robili tor przeszkód, za każdym razem inny. Rodzina wyjeżdżała często do lasu, gdzie miał dużo miejsca do biegania. I nigdy się nie zgubił! Pilnował wszystkich jak oka w głowie. Dbał o innych członków swojej familii, zresztą sam był tak przez wszystkich traktowany.
Od chwili przybycia do nowego domu piesek żył jeszcze kilka lat. To były szczęśliwe lata spędzone w rodzinnym gronie. Dobrze wiedział, że czasami trzeba wziąć sprawy w swoje łapy. Wspominając poprzedni dom, schronisko i przygodę po lepsze jutro doszedł jeszcze do jednego wniosku, iż nie warto tracić nadziei, nawet gdy jest bardzo źle. Przeszłość uczy nas, jak żyć w przyszłości i się nie poddawać w walce o to, co dobre. A gdy już znajdziemy swoje miejsce, warto się go trzymać jak najdłużej, bo kto nie docenia tego, co ma, nigdy na to nie zasługiwał.