I rodzina mnie namówiła. Wszyscy tworzyliśmy koła bananowo-daktylowe. Kris siekał orzechy i daktyle, a Kordziak bawił się w odmierzanie składników, więc różne miarki i waga kuchenna poszła w ruch. Ile znalazło się rzeczy na podłodze, szkoda mówić, wystarczy że powiem, iż było co do sprzątania.
Z utartym bananem młodszak połączył daktyle i orzeszki, a także oliwę z oliwek (nie dużo, na oko 1/3 szklanki). Moim zadaniem, oprócz kontrolowania dzieci, było dodanie szczypty soli z magnezem i potasem oraz dodanie 1 łyżki cukru waniliowego. Kris dodał 2 szklanki płatków owsianych i powiedział: „Mamo, już można włożyć to na okrągłe dwie blachy i piec”. Żona się uśmiechnęła, wyjęła blachy i dała dzieciom możliwość przenieść na nie tę masę z miski. I tutaj młodszak był dokładny, a starszak chciał przyśpieszyć proces przenoszenia i o mały włos by go nie ubił. Na szczęście straciliśmy małą ilość masy, więc nadal 2 blaszki były niezbędne.
Piekliśmy z 20 minut w 180 stopni C, po czym wyjęliśmy te cuda. Słysząc zamykające się drzwi od piekarnika, dzieci od razu zleciały się do kuchni. Pokroiliśmy cuda jak tort i poczekaliśmy, aż ostygnie. Potem polaliśmy górę czekoladą ze stewią i gotowe.
Pozwalamy dzieciom jeść słodkie w soboty. To też dzień, w którym muszą więcej razy myć zęby.
#EOF